Wróć na: Czerwiec

Kosze mojżeszowe

(+) Dodaj komentarz

Napisane 18.06.2015 przez

Kiedy oczekiwałam na swoje pierwsze dziecko, koleżanka – doświadczona już wtedy mama – przyniosła mi kosz Mojżesza. Właściwie zmusiła mnie, bym go pożyczyła zachwalając jego zalety. Nie do końca rozumiałam, w czym by mi ów cudowny przedmiot miał pomóc (przecież już miałam łóżeczko i kojec), ale nie chciałam jej robić przykrości, więc podziękowałam i zabrałam do domu. Kosz był wiklinowy, miał stojak i materacyk z morskich traw… Moja mama uszyła do niego specjalne pokrycie z kraciastej bawełny.



Kiedy urodził się syn zrozumiałam o co mojej koleżance chodziło. Kosz mojżeszowy stał się wręcz niezbędny! Mały – jak każde przeciętne niemowlę – uważał towarzystwo mamy lub taty za konieczne. Jako, że nie znosił od  urodzenia krępowania i otulania ograniczającego swobodne ruchy, żadne nosidła i chusty nie wchodziły w grę. Leżał sobie więc w koszu „majtając” rączkami i nóżkami, a jednocześnie przemieszczał się z nami wszędzie: do kuchni, salonu, sypialni, ogródka, na balkon i czasem – w skrajnych sytuacjach – nawet do łazienki, by przykładowo mama mogła umyć w spokoju zęby. Kosz zabieraliśmy także wybierając się z wizytą do dziadków, czy nawet na imprezy towarzyskie (swobodnie mieścił się do bagażnika). Syn w nim mógł spokojnie spać, a po obudzeniu bawić się zamocowanymi zabawkami.



Kiedy zastanawiałam się jakie produkty powinny znaleźć się w moim sklepie, wiedziałam, że kosz Mojżesza będzie wśród nich na pewno. Długo szukałam idealnego modelu, aż wreszcie natknęłam się na kosze mojżeszowe marki Shnuggle. Od razu zauważyłam ważne zalety, których nie miał mój kosz. Dokładnie chodzi o:

Materiał wykonania – kosz Shnuggle wykonany jest plastiku wolnego od szkodliwych substancji typu BPA, czy ftalany, który po pierwsze łatwo utrzymać w czystości (zakamarki splecionej wikliny niestety ciężko wymyć), a po drugie – nie trzeszczy przy każdym poruszeniu się dziecka (niemowlęta śpiące lżejszym snem mogą się budzić, słyszałam też o maluszkach, które po prostu bały się skrzypiącej wikliny). Kosz zapewnia odpowiednią cyrkulację powietrza dzięki otworom w dnie i bawełnianej pościeli, która jest w zestawie (pokrycie i materacyk).


Budka – mój kosz jej nie posiadał. Dzięki niej można osłonić dziecko od światła i świata, by mogło np. w spokoju zasnąć. Na zewnątrz można dodatkowo do budki doczepić osłonę przeciwsłoneczną zapewniającą ochronę przez promieniowaniem UV. Gdy maluszek ma ochotę na zabawę, można z łatwością zamocować ulubioną zawieszkę.

Uchwyty z mocnej taśmy materiałowej są dłuższe i bardziej poręczne, niż te wiklinowe.

Wielkość – kosz Shnuggle jest troszkę większy niż na ogół dostępne kosze mojżeszowe, dzięki temu dziecku będzie wygodniej. Można także dłużej z niego korzystać (dzieci z kosza „wyrastają” na ogół około szóstego, siódmego miesiąca życia, często w momencie, gdy same siadają i istnieje zagrożenie, że wypadną).

Do kosza można dokupić nie tylko zwykły stojak, ale także taki na biegunach. Pokażcie mi dziecko, które dziecko nie lubi kołysania!

Tak oto znalazły się kosze Mojżesza marki Shnuggle w moim sklepie. Do podjęcia ostatecznej decyzji przekonały ponadto mnie liczne nagrody, które ten produkt zdobył, a także fakt, iż od podstaw wykonywany jest w Wielkiej Brytanii.

Pełna oferta koszy mojżeszowych Shnuggle dostępna nest w Sklepie Mądra Mama
 

Dodaj komentarz

Autor*

Wpis*
Skomentuj